Nowa płyta

Premiera
2.11.2021

WIĘCEJ

Pierwszy projekt

Rzeka Dam - Śpiewogra
WIĘCEJ

Zespół Apple Bells powstał na początku lat 90. Został założony przez kilkunastoletnich wtedy Błażeja, Łukasza oraz Darka Rybarskiego i Krzyśka Jodłowca. Młodzi twórcy mieli aspiracje aby projekt był najważniejszym wydarzeniem artystycznym tamtych wakacji w Kobiernicach. Tak też się stało, przynajmniej dla nich. Zespół stworzył kilka zarysów własnych kompozycji i w oparciu o nie oraz wykorzystując utwory innych wykonawców zagrał jeden, jedyny koncert na dachu. Występ odbył się przy licznie zgromadzonej damskiej publiczności, a zakończył się spaleniem wzmacniaczy i ogniskiem na łące przy Maruszkowej.

Po wakacjach zespół zawiesił działalność na kilkanaście lat. w 2004 roku, już niestety dorośli Błażej i Łukasz, postanawiają wznowić próby Apple Bells. w kilka lat, w zaciszu domowym tworzą materiał muzyczny na pierwszą płytę. Darek pisze pierwsze teksty. Niezależny artysta Jurek Górka gra i rejestruje pierwsze szkice utworów. Pomaga, pomaga i pomaga. Równocześnie do współpracy zostaje zaproszony zawodowy bębniarz i perkusjonalista Sławek Berny. Oprócz rytmu daje wiarę w sens przedsięwzięcia. Podczas wakacji 2008 roku rozpoczynają się nagrania. Partie klawiszowe zgadza się zagrać kolejny przyjaciel - Piotrek Rupik vel "Rudek". Gotowa muzyka czeka rok na słowa i ich interpretacje. Jedna z godzin tego roku to nagranie saksofonów przez przyjaciela Sławka - Leszka Szczerbę.

Aż do maja 2010 trwają prace nad wokalami, miksem i ostatecznym brzmieniem. Wszystko pod czujnym okiem i uchem Jurka. Całość opakowuje przyjaciel zespołu Grzesiek Król. Siądź wygodnie wieczorem, przygaś światło, ustaw wysoki poziom głośności i poświęć trzy kwadranse na ten projekt. Spróbuj. "...tam jest tylko serce".

Wszystkim osobom wymienionym powyżej oraz tym, którzy nas wspierali i wierzyli w szczęśliwe zakończenie, dziękujemy.
Błażej i Łukasz


Łukasz i Błażej

Łukasz


Jestem sercowcem więc będzie dużo właśnie o sercu. Zbyt często słyszę i czuje bicie własnego, żeby czegoś z tym nie zrobić. Padło na muzykę bo ją bardzo lubię, chyba nawet coś więcej, ale słowo "kocham" brzmi zbyt poważnie. Dużo słuchałem i zawsze chciałem grać coś swojego. Mieć jakiś autorski projekt. Ale samemu ciężko i jakoś tak... smutno. Szukałem, zapisywałem myśli, marzyłem, a może nawet coś komponowałem w tym swoim nadwrażliwym sercu. I w końcu się udało. Los tak chciał? A może po prostu wiara we własne marzenia? Dążenie do nich a wręcz walka z przeciwnościami. Szukanie rozwiązania i spełnienia. Kolega z młodości stał na ulicy... zaproponowałem żeby pomarzyć razem. I tak jak stał, z kolegi stał się moim przyjacielem. Od tego czasu szukaliśmy razem. Wszystkiego: brzmienia, inspiracji, zaśpiewów, fraz, riffów, słów a czasem motywacji i wiary. Walczyliśmy, ale nie ze sobą tylko z naszymi egoistycznymi, często próżnymi ambicjami. W końcu obraliśmy cel. Chcieliśmy żeby było prawdziwie. Żeby było nasze i basta. Bo ja zawsze w sztuce ceniłem autentyczność i bezkompromisowość. Kontakt z taką twórczością zawsze działał na mnie inspirująco a czasem wręcz odurzająco jak narkotyk. Po prostu lubię czuć serce autora. To samo staram się robić sam, dawać serce. I tak z tygla tych marzeń wylały się nasze emocje, wylały się jak rzeka...

Błażej


Być szaleńcem zdrowszym od większości ludzi. To myśl, która intryguje mnie od pewnego czasu. Muzyka, nuty, podziały, cały ten bałagan, zapisany jest w przyrodzie. Dostrzeganie detali, jest jak umiejętność sprawnego czytania nut z tą jednak różnicą, iż przyroda bywa zmienna i nieprzewidywalna a nuty mają stałą wartość. Zapisy nutowe w moim rozumieniu są bezdusznym obrazem, który każdy może namalować na swój sposób. Martwa natura może mieć wiele interpretacji twórców, ale zawsze jest martwa. Muzyka jest jednak częścią przyrody, otaczającego nas świata. Można dosłownie zagrać każdą rzecz widoczną w zasięgu wzroku. Ważnym jest, aby to co przekazujemy było zgodne z naszymi emocjami. To tez jak malowanie natury, ale wówczas pomimo wielu interpretacji nie jest ona martwa. Być szaleńcem zdrowszym od większości ludzi, to myśl która intryguje mnie od pewnego czasu.. Istota koncertowania jednak i interakcji z publiką, kwestie aranżacji oraz przekazu, stanowią dylemat, który powoduje zwarcie poglądów. Na tym polu ścieram się z moim przyjacielem stosując zasadę poszanowania wzajemnej argumentacji. Nie wiem, czy ideologia koncertowania jest do końca moja, jednak w pozostałych kwestiach muzycznych pozostanę wierny swoim przekonaniom. I jeszcze jedno....Nie jest prawdą, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...